czwartek, 4 października 2007

Czy potrafimy siebie kochać.....

Czy należy kochać samego siebie?

W świetle przykazania miłości bliźniego na tak postawione pytanie odpowiedź jest oczywista: ależ tak! Przecież każdy z nas jest bliźnim także dla samego siebie. I to najbliższym ze wszystkich bliskich, czyli "bliźnich"! Ukształtowanie dojrzałej postawy wobec samego siebie okazuje się jednak jednym z najtrudniejszych zadań, które stoją przed każdym człowiekiem począwszy od pierwszych chwil jego życia. Łatwo tu o poważne nieporozumienia i błędy. Niektórzy sądzą, że miłość do samego siebie jest człowiekowi wrodzona i w związku z tym nie wymaga ona żadnego wysiłku. Inni z kolei uważają, że każdy człowiek ma wrodzoną skłonność do egoizmu, któremu trzeba się przeciwstawiać. Należy zatem uwrażliwiać chrześcijan jedynie na miłość wobec Boga i bliźniego ale nie na miłość wobec samego siebie.

Obie te skrajne postawy są błędne. W rzeczywistości bowiem nie jest prawdą, że każdy człowiek potrafi kochać samego siebie w sposób spontaniczny i bez wysiłku. Przeciwnie, zajęcie dojrzałej postawy wobec samego siebie wymaga wyjątkowo dużego wysiłku i wewnętrznej dyscypliny. Nie jest też prawdą, że ze względu na skłonności egoistyczne lepiej nie uwrażliwiać ludzi na kwestię miłości wobec samych siebie. Jednym bowiem ze skutecznych sposobów na to, by pokonać egoizm, jest uczenie się dojrzałej miłości wobec samego siebie. Także w tej dziedzinie zło zwycięża się dobrem (por. Rz 13, 8-10).

Objęcie samego siebie dojrzałą miłością jest warunkiem odpowiedzialnego życia. W przeciwnym wypadku życie człowieka staje się ciągiem krzywd wyrządzonych samemu sobie oraz niekończącym się pasmem cierpienia. Nie ma tu miejsca na teren neutralny. Jeśli w danym człowieku nie dominuje postawa przyjaźni wobec samego siebie, to zaczyna się w nim kształtować postawa wrogości wobec siebie. A gdy dominuje wrogość, to człowiek postępuje w sposób destrukcyjny: zniechęca samego siebie lub wręcz niszczy siebie negatywnymi sposobami myślenia, przeżywania i postępowania aż do stanów samobójczych włącznie.

Co nam utrudnia przyjęcie siebie z miłością?

Przypatrzmy się teraz tym powodom, które najbardziej utrudniają dojrzałe pokochanie samego siebie. Pierwszym z nich jest dosyć rozpowszechnione irracjonalne przekonanie, że człowiek nie powinien kochać samego siebie! Od wczesnego dzieciństwa młodzi słyszą od rodziców i innych wychowawców, że dojrzałość oznacza dorastanie do miłości Boga i bliźniego. Z tego typu sformułowań niektórzy wyciągają wniosek, że powinni kochać jedynie Boga oraz innych ludzi ale nie samych siebie. Co więcej, nawet część chrześcijan uważa, że dojrzały człowiek nie tylko nie jest wezwany do tego, by pokochać siebie lecz, że jest mu to wręcz zakazane, gdyż pokochanie siebie oznaczałoby po prostu uleganie egoizmowi. A egoizm jest przecież zaprzeczeniem miłości.

Tego typu uproszczenie, w postaci utożsamiania miłości wobec samego siebie z egoizmem, ma też swe przyczyny w nieprecyzyjnej terminologii, jaką się posługujemy. Otóż w języku polskim egoizm nazywany jest często miłością własną. Sugeruje to, iż sam fakt objęcia miłością samego siebie jest już przejawem egoizmu. A to prowadzi z kolei do wniosku, że nie jest w ogóle możliwa dojrzała miłość wobec samego siebie, która nie byłaby ostatecznie jakąś formą egoizmu.

Tymczasem egoizm jest zawsze zaprzeczeniem miłości. Można oczywiście w egoistyczny sposób "kochać" samego siebie ale istnieje równie wielkie ryzyko, że ktoś w egoistyczny sposób "pokocha" inne osoby. O tym więc, czy jakaś postawa jest miłością czy też egoizmem, nie decyduje fakt, do kogo jest ona skierowana (do samego siebie czy do innych osób) lecz na czym ta postawa polega! Egoizm to nie miłość człowieka wobec samego siebie lecz to niezdolność do przyjęcia siebie z dojrzałą miłością. A kto nie potrafi przyjąć siebie z dojrzała miłością ten rzeczywiście wpada w pułapkę egoizmu. Albo zajmuje wobec siebie postawę wrogości. Obie te skrajności są równie niebezpieczne. Obie też wykluczają miłość.

Innym powodem, który utrudnia pokochanie siebie, jest przekonanie, że chrześcijaństwo wręcz żąda, by wierzący wykluczył samego siebie z przykazania miłości. Tymczasem już prawie trzy tysiące lat temu Bóg objawił człowiekowi jasną zasadę w tym względzie: "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" (por. Kpł 19, 18). Zasadę tę równie jednoznacznie potwierdził Chrystus (Mt 22, 39; Mk 12, 31). Chrześcijaństwo zatem nie tylko akceptuje miłość człowieka wobec samego siebie ale stopień jego miłości wobec siebie traktuje jako miarę miłości wobec bliźniego. I to w dodatku jako miarę maksymalną: Bóg stwierdza, że człowiek nie może pokochać bliźniego bardziej niż siebie samego.

Kolejną przeszkodą w dojrzałym pokochaniu samego siebie jest historia życia danego człowieka. Każdy z nas uczy się postawy wobec samego siebie od innych ludzi, zwłaszcza od rodziców i innych osób z najbliższego otoczenia. Ich postawę wobec siebie dany człowiek przyjmuje jako rodzaj wzorca, który bezpośrednio wpływa na jego własny sposób odnoszenia się do siebie. Łatwo sobie uświadomić, że sytuacja żadnego człowieka nie jest w tym względzie idealna. Czasami inni są dla nas zbyt wyrozumiali i pobłażliwi. Innym znowu razem okazują się zbyt niecierpliwi i surowi. Czasami więc uczą nas egoizmu a innym razem wrogości do samego siebie.

Kolejną przeszkodą w dojrzałym pokochaniu siebie jest fakt, że wielu ludzi nie jest świadomych postawy, jaką zajmują wobec samych siebie. Trudno wtedy o kształtowanie dojrzałości w tym względzie. Większość osób potrafi łatwiej odpowiedzieć na pytanie: jaki jesteś dla innych osób, niż na pytanie: jak postępujesz wobec samego siebie?

Czwarta przeszkoda w pokochaniu siebie wynika z niedoskonałości człowieka, której w jakimś stopniu każdy doświadcza. Dosyć łatwo byłoby pokochać kogoś idealnego, doskonałego, nie dotkniętego słabością, konfliktami wewnętrznymi i zewnętrznymi. W miarę łatwo jest jeszcze pokochać kogoś niedoskonałego pod warunkiem, że mamy z nim jedynie niewielki kontakt, że spotykamy się tylko od święta, że nie musimy razem pokonywać trudności i rozwiązywać niepokojących problemów. Tymczasem w kontakcie z samym sobą sytuacja jest diametralnie inna. Każdy człowiek bezpośrednio i niemal nieustannie doświadcza własnych słabości. Co więcej, każdy w jakimś stopniu krzywdzi samego siebie i przynajmniej czasami sam nie rozumie tego, co się w nim i z nim dzieje. Ma do siebie pretensje i żal o zło, które sobie wyrządził a także o to, że pozwolił, by inni go skrzywdzili. A ponadto przebywa ze sobą - z kimś tak niedoskonałym - dzień i noc. Zawsze.

1 komentarz:

atrament pisze...

Chyba potrzebowałam to właśnie dziś przeczytać... Dzięki...
Skąd jest ten tekst?
Jest on jednocześnie komentarzem, więc dodatkowego nie potrzebuje...